środa, 18 marca 2015

19.Jorge co ty robisz!

*Następny dnień*
*Martina*
Jest godz.8:30. Jorge dzwonił i powiedział, że będzie o 9:10 w szpitalu. Ja czuję się znakomicie.
_______________ROZMOWA TELEFONICZNA______________________
-Hej Martina, jak się czujesz?-zapytała jak zwykle troskliwa Mercedes.
-Znakomicie, dziś o 9:30 wychodzę ze szpitala.-pochwaliłam się.
-Dopiero teraz mi o tym mówisz?! Świetnie!
-Ja też się cieszę! Wpadnij do mnie o 19:20 na kolację, oczywiście, że możesz przyjść z Ruggero, zapraszamy was.
-Dzięki za zaproszenie, postaramy się być.
-Ok to będziemy czekać. Na razie.
-Na razie.
_______________________KONIEC ROZMOWY_______________________
Zakończyłam rozmowę z Mercedes i wtedy przyszedł lekarz.
-Witam. Jak się pani czuje?-zapytał.
-Świetnie.-odpowiedziałam.
-Dobrze, o której pani wychodzi ze szpitala?
-O 9:30.
-To ja pójdę przygotować wypis.
-Dobrze.-powiedziałam.
Lekarz coś tam jeszcze sprawdzał i wyszedł. Ja zostałam sama. Położyłam się na łóżku. Spojrzałam na zegarek, jest godzina 9:05. Ucieszyłam się, że Jorge zaraz będzie. Nagle usłyszałam otwieranie drzwi. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie wchodził. Odłączyłam kroplówkę, by wyjść z sali. Gdy znalazłam się na korytarzu poczułam czyjeś ręce na moich oczach.
-Jorge?-zapytałam nie pewnie.
-Tak, a kogo się spodziewałaś?-zapytał lekko rozbawiony Jorge.
-Ciebie.-powiedziałam, odwróciłam się i pocałowałam go w policzek.
-Tęskniłem-powiedział i przytulił się do mnie. Tę piękną chwilkę przerwał lekarz.
-Co pani tutaj robi, pani Martino?-zapytał doktor.-proszę wracać do salę.
-Oczywiście.-powiedziałam.
Chwyciłam Jorge za rękę i skierowałam się w stronę drzwi do sali. Usiadłam na łóżku, a mój chłopak obok mnie. Spojrzałam na zegarek, była 9:20. 
-Zaraz wracam-powiedział mój ukochany i wyszedł. Zrobiło mi się troszkę smutno. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Szybko spojrzałam na to miejsce. Okazało się, że to tylko pielęgniarka, która chciała zobaczyć jak się czuję, ale także po chwili wyszła. Zastanawiałam się gdzie poszedł Jorge. Lecz po chwili mój ukochany wszedł do sali z bukietem czerwonych róż. Podał mi je.
-Dziękuję-wyznałam
-Nie ma za co -Odpowiedział-A ja mam coś jeszcze-powiedział uradowany i pomachał mi kartką przed oczami.
-Co to?-Zapytałam
-Wypis...twój wypis-wytłumaczył
-Na reszcie będę mogła usnąć w twoich ramionach-odpowiedziałam.
-Też się cieszę.-powiedział i pocałował mnie. Po chwili przyszedł lekarz.
-Widzę, że ma już pani wypis.-powiedział.
-Tak, Jorge mi przyniósł.
-Skoro ma pani wypis, to nie będę pani zatrzymywać.
Sprawdziłam, czy wszystko zabrałam i wyszłam z tej sali. Lekarz odprowadził mnie do recepcji. 
-Do wiedzenia-powiedział lekarz.
-Mam nadzieję, że nie będę musiała tutaj wracać.-odpowiedziałam z uśmiechem.
-Dziękuję za opiekę nad Martiną.-powiedział już lekko zdenerwowany Jorge.
-Nie ma za co.-odpowiedział lekarz.
-Do widzenia.-Jorge chwycił mnie za rękę i lekko szarpnął.
-Do widzenia, i dziękuję za wszystko.-zdążyłam  powiedzieć, zanim wyszliśmy ze szpitala.
-Kochanie co ty robisz?!-krzyknęłam na niego przed szpitalem.
-Nie widzisz, że on próbował cię podrywać?-spokojnie powiedział.
-Ja kocham tylko ciebie i żaden lekarz tego nie z mieni.-odpowiedziałam.
-Tylko lekarz?-zapytał nie pewnie Jorge.
-NIKT NIE Z MIENI TEGO CO CZUJĘ DO CIEBIE.-podkreśliłam to zdanie głosem.
-Wieżę ci.-powiedział Jorge i pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię.-powiedziałam
-Ja ciebie też.-odpowiedział i poszliśmy do samochodu.
Podróż do domu minęła spokojnie. Minęliśmy dom Jorge. Zorientowałam  się, że jedziemy do mojego domu. Po 10 minutach byliśmy koło domu. Odpięłam pasy.
-Skarbie co ty robisz?-zapytał.
-Wysiadam, przecież jedziemy do mnie.
-Nie, jedziemy gdzieś indziej.
-Gdzie?-zapytałam błagalnym głosem.
-Nic z tego, dowiesz się w swoim czasie.-powiedział i zapadła grobowa cisza.
Jechaliśmy jeszcze 30 min. Zatrzymaliśmy się przed małym jednorodzinnym domku, który był w lesie.
-Kochanie co my tutaj robimy?-zapytałam.
-Nie pytaj tylko chodź.
Postąpiłam tak jak kazał Jorge. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami. Jorge chwycił za klamkę.
-Jorge co ty robisz?-zapytałam nie dowierzając.
-Chodź.
-Nie, tak nie można!-krzyknęłam na niego.
-Idziesz czy nie?-zapytał.
-N n oo dobra ale wiedz, że to twoja wina.
-Biorę za to pełną odpowiedzialność.
Weszliśmy do tego obcego domu. Czułam, że serce bije mi coraz mocniej. Nagle weszliśmy na taras gdzie...
-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥
Co Martina zobaczyła na tarasie dowiedzie się w poście 20.                                                                                                                                                                                                                Buziaki☻

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz