niedziela, 25 października 2015

52.Pomyłka

*MARTINA*
-Dzień dobry w czym mogę pomóc?-zapytała kobieta
-Czy jest Lodovica?-zapytałam zdziwiona
-Nie, nie znam kogoś takiego.
-Przepraszamy.-odpowiedziałam.
-Nic nie szkodzi.
-Do widzenia.
-Do widzenia.-skierowaliśmy się do samochodu.
-Nie mamy wyjścia. Musimy do niej zadzwonić i powiedzieć, że  jesteśmy we Włoszech.-powiedział smutna, że nie wyszła nam niespodzianka.
-Nie. Mam pomysł.-powiedział Jorge
-Jaki?-zapytałam myśląc, że powie coś głupiego.
-Zadzwonisz do niej i zapytasz o adres, bo chcesz jej wysłać prezent. A my tam pojedziemy. Po zaśpiewaniu STO LAT, Mechi powie POLECOY DLA LODOVICY. -Uśmiechnęliśmy się.
-Oki, to dzwonię.

*5 MINUT PÓŹNIEJ*
-Oki, możemy jechać.-powiedziałam do Jorge.

*15 MINUT PÓŹNIEJ*
-Mam nadzieję, ze to napewno jej dom.-powiedziałam wysiadając z samochodu.
-Ja, też-przytaknęła Mechi
-Gotowi?-zapytali chłopaki.
-Tak.-powiedziałam.
STOIMY PRZY DRZWIACH. Lodovica otwiera.
-STO LAT, STO LAT...-ZACZĘLIŚMY ŚPIEWAĆ.
-Polecony dla pani Lodovicy.-powiedziała przyjaciółka.
-Dziękuję.-powiedziała wzruszona.
-Dobrze, że nam się udało.
-Wchodźcie.-powiedziała Lodovica.

*5 GODZIN PÓŹNIEJ*
Lodovica śmiała się z naszej pomyłki, a potem przepraszała, że od razu nam nie powiedziała. Teraz szykujemy się do wyjścia, bo jest już późno, a nie chcemy stracić pieniędzy za nocleg w hotelu. Umówiliśmy się jutro na rynku i będziemy zwiedzać RZYM!
Następny dzień.
Martina
Jest już 9:10 a my umówiliśmy się na 10:30! Na szybkiego zjedliśmy śniadanie i teraz się ubieramy. Ja wyglądam tak:



Emilka tak:


Mechi tak:



Zanim się obejrzałam była już 10. Teraz jesteśmy w drodze na rynek:



Dotarliśmy tam 10:20. Zaczęliśmy spacerować wokół rynku. Spostrzegliśmy Lodovicę.
Zwiedzanie miasta zakończyliśmy o 15:50, ale oczywiście mieliśmy przerwy na posiłki. Teraz odpoczywamy we włoskiej kawiarni. Zrobiłam zdjęcie panoramy Rzymu z bazyliki św. Piotra:



Jednak zdjęcie samej bazyliki zrobię nocą, bo wtedy wygląda piękniej.
-Szkoda, ze musimy, jutro wylatywać.-powiedziałam ze smutkiem.
-Nie musicie.-powiedziała Lodo.
-Niestety musimy, firma sobie bez Jorge nie daje rady i trzeba ją ratować.
-No chyba, że tak.-powiedziała.
Siedzieliśmy w ciszy. Nagle odezwała się Lodowica.
-To może ja się zaopiekuję maluchami a wy sobie odpoczniecie. Ja i tak żadko je widzę.
-W sumie to nie taki zły pomysł.-powiedziała Mechi.
-To jak?-zapytała błagalnie Lodo.
-Oki.-powiedziałam.
-Dzięki.

*3 GODZINY PÓŹNIEJ*
Ja i Mechi pakujemy rzeczy, dla dzieci. Postanowiliśmy, ze zostaną u niej na noc. Jutro dopiero o 16:50 mamy samolot, więc dziś część rzeczy pakujemy, bo około 11 idziemy do Lodovicy i od niej na lotnisko.

*21:30*
Powoli robi się ciemno. Idziemy w stronę bazyliki. Po południu widzieliśmy jeszcze fontannę 4 rzek:



Spacerujemy sobie w czwórkę, śmiejemy się, żartujemy...ale tak inaczej...jakbyśmy nie byli sobą. Przynajmniej takie było moje zdanie. To zdj. bazyliki, przy której się zatrzymaliśmy na dłużej:



Przepiękna...
♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥
Jest 52! Po długiej nieobecności. Przepraszam, ale szkoła, lekcje, zadania.  Postaram się poprawić.
Buziaki ☻     

2 komentarze: