poniedziałek, 8 lutego 2016

61. MIKOŁAJKI

*NASTĘPNY DZIEŃ*
*MARTINA*
Obudził mnie pocałunek od ukochanego.
-Wstawaj, jest 9:40.-powiedział leżąc obok z małą.
Przeciągnęłam się.
-No dobrze.-Usiadłam na łóżku.
-Zrobić ci kawy?-zaproponował.
-Tak.-wzięłam Emilkę na ręce.
-Ma ma, ma ma-powtarzała córeczka.
-No słucham.-uśmiechnęłam się do niej.
Ona odwzajemniała uśmiech. Posadziłam ją na dywanie. Zauważyłam, że próbuje wstać.
-No próbuj.-powiedziałam ze uśmiechem do niej.
-Kto? Co? Ma próbować?-wtrącił się Jorge.
-Córeczka nam rośnie.-spojrzałam na niego z uśmiechem.
Jorge podał mi kawę i podszedł do małej. Z zaciekawieniem patrzyłam na nią.
-BRAWO!-krzyknęłam, kiedy mała stała trzymając się łóżka.
-Jak, myślisz Emilka zasłużyła na prezent?-zapytał.
-Oczywiście.-podałam jej prezent.
Trochę pomogliśmy jej odpakować zabawkę. Widać było, że chętnie się nią bawi.
-Dobra koniec, tego dobrego. Idziemy się ubrać?-zapytałam małą
-Tak.-odpowiedziała.
-Czym nas jeszcze zaskoczysz?-zapytał lekko rozbawiany aczkolwiek zadziwiony Jorge.
-No nie wiem.-odpowiedziałam z uśmiechem, biorąc Emilkę na ręce.
Ubrałam ją zgodnie to dzisiejszego dnia:


Oto mój zestaw na dziś:

Postanowiliśmy, że siedzimy dziś w domu. Prezenty damy sobie przy kolacji, jak mała będzie spała. Ciekawa jestem, czy Jorge spodoba się prezent. Zeszłam na dół z Emilką.
-Dobrze, że jesteście. Śniadanie gotowe.
-Tak.-powiedziała mała.
Zaśmiałam się i usiadłam do stołu. Jednak usłyszałam jak dzwoni do mnie telefon.
-To od Mechi, odbiorę.-posadziłam małą do krzesełka i odeszłam kawałek.
----------------------------ROZMOWA TELEFONICZNA----------------
-Hej, coś się stało?-zapytałam.
-Tak.-usłyszałam szlochanie przyjaciółki.
-Co takiego?
-Eduardo jest w szpitalu. Zapalenie płuc.-rozpałakała się na dobre.
-Zaraz przyjadę.-rozłączyłam się i pobiegłam do kuchni.
--------------------------- KONIEC ROZMOWY--------------------------
-Co się dzieje?-zapytał Jorge.
-Mały jest w szpitalu i jadę do Mechi.-odpowiedziałam biegnąc do przedpokoju.
-Pojedziemy z tobą!-Jorge krzycząc z kuchni
-Nie pojadę sama!-biorąc torebkę i zamykając drzwi.
Na dodatek coś było nie tak z samochodem. Pobiegłam przez park i wzięłam taksówkę.

*W SZPITALU*
-I jak?-zapytałam dobiegając do niej.
-Lekarze mówią, że jest bardzo źle.-przytuliła się do mnie
-Jak długo tu jesteście?
-Od dwóch godzin.
Zaczęłam uspokajać Mercedes.

*WIECZÓR GODZINA 22:15*
W domu przywitał mnie zaniepokojony Jorge.
-I jak?-zapytał
-Beznadziejnie.-usiadłam na kanapie
-Jak on się uczuje?
-Źle, bardzo źle...
-Chodź do mnie.-Jorge wyciągnął ręce, a ja wtuliłam się w niego. Nawet nie wiedząc, kiedy zasnęłam
♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥-♥
To już 61 post!
Wow jesteście cudowni, dzięki wam mamy chęć dalej pisać :)

Buziaki ☻  

4 komentarze: