*Martina*
Standardowo wstaliśmy około 9. Po porannej, nudnej rutynie razem z Jorge zawieźliśmy Mechi
do szpitala. Tym razem powiedziała, że chce zabrać tam synka. Wszyscy wiemy, że OIOM to nie
miejsce dla dzieci, ale ona uparła się, że po mimo wszystko zabierze go ze sobą.Uzgodniłyśmy, że
poczekamy w razie, gdyby jednak lekarz się nie zgodził.
*Mercedes*
Wyszłam razem z Eduardem z auta. Mały tęskni za tatą. Wiem to. Nawet jeśli lekarz się nie
zgodzi i tak pokarzę naszemu dziecku, gdzie jest tatuś. Niech zobaczy go chociaż na chwilkę.
-Dzień dobry-zaczęłam rozmowę z tym jakże wyjątkowo nieznośnym lekarzem
-Co pani tu robi?-zapytał
-Przyszłam odwiedzić narzeczonego.
-Rozumiem, ale co robi tu dziecko?!
-Również przyszedł odwiedzić swojego ojca.
-Przykro mi, ale to jest nie możliwe.
-Zabrania pan kontaktu syna z ojcem?
-Oczywiście, że nie, ale OIOM, to nie jest miejsce na takie spotkania!
-Proszę nie krzyczeć przy dziecku.-upomniałam go już zdenerwowana
-Przepraszam...
-Czy mogę zobaczyć się z Ruggero?-zapytałam
-Pani tak, a dziecko przykro mi, ale nie ma wstępu na ten oddział.
Gdy tylko lekarz odszedł, podeszłam do szyby, przez którą było widać Rugg.
-Zobacz kochanie tam jest twój tatuś....Idziemy do niego?
Moje maleństwo pokiwało głową na tak. Szybkim krokiem weszliśmy do sali. Nikogo nie było.
Podeszliśmy do łóżka. Wzięłam rączkę Eduarda i położyłam ją na ręce Ruggero.
-Ta ta.-powiedział mój skarb. Przytuliłam go.
-Co pani tu robi?! Mówiłem, że dzieci nie mogą tutaj przebywać! Proszę wyjść!
-Panie ordynatorze! Proszę zobaczyć-usłyszeliśmy głos pielęgniarki- Wybudza się.
-Rugg kochanie....-chwyciłam go za rękę. Poczułam jak ją delikatnie ściska. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć ale przeszkodziłam mu
-Ciiii....nic nie mów. Odpoczywaj.....-położyłam mu palec na ustach. Po moich policzkach słynęły
łzy, łzy szczęścia....
Tę piękną chwilę przerwała Martina, która zadzwoniła do mnie.
-Zaraz wrócę-uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z sali.
------------------------------------ROZMOWA TELEFONICZNA----------------------------------
-Rugguro się obudził!
-NAPRAWDĘ?! Zaraz przyjedziemy
-Okej, będziemy czekać.
Rozłączyłam się
-------------------------------KONIEC ROZMOWY TELEFONICZNEJ---------------------------
Chcieliśmy z Eduardo wrócić na salę.
-A pani dokąd?-napotkaliśmy ordynatora
-Do narzeczonego.
-Przykro mi ale to nie możliwe. Złamała pani wcześniejszą zasadę. Jeżeli jeszcze raz zobaczę panią na sali bez mojej zgody wezwę ochronę.
Bez słowa usiadłam obrażona na krzesło. Nie mogłam się już doczekać kiedy w końcu wrócimy wszyscy do domu. Z dala od tych wszystkich lekarzy i.....Diego. Wszyscy mamy go dość, żeby tylko Jorge go nie zobaczył....Tini nic mu nie wspominała o tym, że jest w szpitalu. Ciekawe kto uwierzył w tę bajeczkę o raku. Ale to już nie nasz problem. Martina w końcu się od niego uwolniła. A jeżeli jego nowa dziewczyna jej nie wierzy to współczuję jej. Mam tylko nadzieję, że nie jest taka głupia, żeby po dwóch miesiącach znajomości brać z nim ślub. Nie mogę na nich patrzeć. Idę zobaczyć czy już przyjechali. Usiedliśmy sobie na ławeczce. Dziś jak na wiosnę było zimno. Już mieliśmy wracać do budynku kiedy zauważyłam auto przyjaciółki. Podeszłam do nich. Wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi, że w końcu się obudził. Bardzo go kocham i nie wiem co by się stało, gdyby go zabrakło.....
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Ruggero nareszcie się obudził! Ale czy na pewno wszystko będzie w porządku??
poniedziałek, 17 października 2016
środa, 5 października 2016
WIADOMOŚĆ!!
Byliście w kinie na "Tini-Nowe Życie Violetty"? Ja niestety nie i ubolewałam, ale już jest w Internecie! Możecie go obejrzeć na CDA. http://m.cda.pl/video/10145625a ⬅ tu macie linka. Ja obejrzałam. Co prawda wolałabym kino, ale cieszę się, że chociaż coś 😍
To chyba wszystko... Trzymajcie się cieplutko do następnego posta i cześć 😊 buziaki 😚
To chyba wszystko... Trzymajcie się cieplutko do następnego posta i cześć 😊 buziaki 😚
niedziela, 2 października 2016
*2 miesiące później*
*Martina*
Ruggero nadal jest w śpiączce. Ja z moim synkiem chwilowo mieszkamy u Mercedes, Jej mama musiała już wracać. Wszyscy jesteśmy przygnębieni. Myślę, że tylko Eduardo...., że ona żyje tylko dla niego. Zastanawiam się nad psychologiem dla niej....sama nie wiem. Od lekarzy dowiedziałam się, że to koniec. Nie dają mu żadnych szans. Nie możemy powiedzieć jej tego. To ją zabije. Szkoda tylko, że w pełni nie możemy cieszyć się postępami maluszków. Samodzielnie już siadają, stawiają pierwsze kroki, jedzą już bez naszej pomocy....a jeszcze tak nie dawno nasze maleństwo było w rękach...Brata mojego narzyczonego! Rozpłakałam się. Wybieglam z salonu. Staram się być silna. Dostałam telefon od przyjaciółki
*ROZMOWA TELEFONICZNA*
-Przyjedź. Proszę-Tylko tyle usłyszałam od Mechi.
*KONIEC ROZMOWY TELEFONICZNEJ*
Przemyłam twarz zimną wodą. Wybiegłam z domu jak poparzona. Po głowie krążyło tysiąc myśli na sekundę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że. ..., że on umarł. Nie mógłby tak ich zostawić. To nie w stylu Ruggero.
#15 min później#
Zobaczyłam całą zapłakaną Mechi.
Podeszłam do niej i bez słowa ją przytuliłam.
-zatrzymał się.-Tylko tyle zdołałam usłyszeć.
-Ciiiii. Uratują go.- Nie powiedziałam jej "wszystko będzie dobrze" bo obie wiemy,że.....co ja mówię! Wyjdzie z tego!
-Chcesz wodę?-Zapytałam
-Nie. Ja chce Rugg-odpowiedziała
-Ciiii. On was kocha. Na dla kogo walczyć.
Zobaczyłam lekarza.
-Panie doktorze, i co?
-Wrócił do nas. Uratowaliśmy go.
Po tych słowach na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się uśmiech.
-Wszystko się ułoży...-Przytuliłam ją.
-Wiem.dziękuję-Odpowiedziała z uśmiechem Na twarzy.
#30 min później#
-To jak jedziemy? Muszę się synkiem zająć.-Powiedziała uśmiechnięta
Zdziwiło mnie jej zachowanie. Siłą trzeba było ja ze szpitala wyciągać.
-Pewnie.-Uśmiechnęłam się do niej.
-Przyjadę jutro. Nasz syn mnie potrzebuje. NAS potrzebuje. Kocham Cię .-Mechi przytuliła Ruggero i Wyszłyśmy ze szpitala.
-musimy jechać na zakupy. Przecież mam pustą lodówkę.-Powiedziała lekko przerażona
-Spokojnie, zakupy zrobione.-Uspokoiłam ją.
-Ufff-Dzięki.
Uśmiechnęłam się. Ona również odwzajemniła to delikatnym uśmiechem. Był to pierwszy uśmiech od dwóch miesięcy. Miło było widzieć ją uśmiechniętą.
Mercedes
Dziś uświadomiłam sobie, że mogę stracić narzeczonego. Ale nie mogę stracić synka. On ma dopiero roczek. Potrzebuje rodzica. Wiem, że Eduardo na pewno był pod dobrą opieką.
Gdy przyjechaliśmy do domu moje maleństwo przytuliło mnie. Zaniebałam go. Tęsknił za mną. Przyznam je Kocham go najmocniej na świecie. Ruggero również....
Następnego dnia Tini pojechała zemną do szpitala. Tam dowiedziałam się, że reanimowali go w nocy dwa razy. Popsuł mi się humor...
Marina
Widziałam po Mechi ze załamała się. Do tego ten ordynator. Większego hama mnie widziałam. Siedziałyśmy spokojnie za krzesłach. Wystarczył moment abym stanęła na równe nogi.
Mercedes
Siedziałam przybita....wokół było pełno chorych dzieci. Moją uwagę skupiła pewna rodzina. Przecież to nie możliwe, przecież on siedzi w więzieniu......Spojrzałam na Titni. Ona chyba też go zauważyła.
-To nie możliwe-Powiedziała przerażona
-Też go zauważyłaś....
O cholera. Spojrzał tutaj.....nie. Nie. Nie. Oby nas nie...zauważył.
-Mechi, dlaczego?-usłyszałam głos przyjaciółki.-Czy on nigdy się ode mnie nie odczepi?
- Nie Wiem. Też chciałabym go zrozumieć....
Martina
Ta dziewczyna nie wie w co się pakuje....Tylko...Co on robi w szpitalu? Dlaczego idzie na salę? Chwila co?! Cholera, ona jest z nim w ciąży?! Ale udaje zatroskanego. Muszę powiedzieć jej, żeby wycofała się, puki może. Okej, wiem to nie moja sprawa, ale wiem co ją czeka. Muszę...Poszedł.
-Ej. Zaczekaj-Podbiegłam do niej.
-Słucham? Coś się stało?-Zapytała delikatnym, miłym głosem.
-Jesteś dziewczyną Diego?
-Yyy, no tak. Dlaczego pani pyta?
-On jest złym człowiekiem. Męczyłam się z nim 4 lata. Odejdź puki możesz.
-Jasne. Wszystko mi powiedział. Mówił, że jesteś nienormalna i mam nie wierzyć w żadne twoje słowo!
-musisz mi uwierzyć. Uciekajcie puki możecie. Chroń swoje....
Uświadomiłam sobie, że ona nie może być z nim w ciąży.
-Co Mam chronić?-zapytała zdenerwowana
-Uciekaj puki możesz......
Chciałam iść w stronę Mechi jednak...
-Ty byś uciekła od chłopaka, który choruje na raka? Zostało mu kilka miesięcy. Chce być przy nim.-Opowiedziała Siadając.
Na raka?! Co?! Zamurowało mnie... Nie widziałam co odpowiedzieć.
-Zapamiętaj. Tacy ludzie jak On, nigdy się nie zmieniają.-odwróciłam się i poszłam do przyjaciółki. Zaraz?! Gdzie Ona jest?!. Pierwsza myśl. Jest u Ruggero. Założyłam ubranie ochronne i weszłam do sali. Nie ma jej. Zaczęłam panikować. Telefonów też nie odpiera. Gdzie Ona może być. Sprawdzałam toalety, barek, pokój lekarski a nawet aptekę, która była w szpitalu. Nigdzie jej Nie było. Stanęłam przy oknie. Znów miałam do nie zadzwonić. JEST! Zobaczyłam ja siedzącą na ławce pod szpitalem. Pobiegłam do niej.
-Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałam.-Przytuliłam ją.
-Przepraszam, musiałam nabrać świeżego powierza. Duszno mi się zrobiło.
-Ale teraz wszystko ok? Możemy jechać do domu?
-Tak. Jedźmy.
W domu opowiedziałam wszystko Jorge. Był równie zszokowany. Tu był ciężki dzień. Zasnęłam po obiedzie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszamy, że tak długo nas nie było! Obiecujemy poprawę! Kolejny post powinen być za około 2 tygodnie!
*Martina*
Ruggero nadal jest w śpiączce. Ja z moim synkiem chwilowo mieszkamy u Mercedes, Jej mama musiała już wracać. Wszyscy jesteśmy przygnębieni. Myślę, że tylko Eduardo...., że ona żyje tylko dla niego. Zastanawiam się nad psychologiem dla niej....sama nie wiem. Od lekarzy dowiedziałam się, że to koniec. Nie dają mu żadnych szans. Nie możemy powiedzieć jej tego. To ją zabije. Szkoda tylko, że w pełni nie możemy cieszyć się postępami maluszków. Samodzielnie już siadają, stawiają pierwsze kroki, jedzą już bez naszej pomocy....a jeszcze tak nie dawno nasze maleństwo było w rękach...Brata mojego narzyczonego! Rozpłakałam się. Wybieglam z salonu. Staram się być silna. Dostałam telefon od przyjaciółki
*ROZMOWA TELEFONICZNA*
-Przyjedź. Proszę-Tylko tyle usłyszałam od Mechi.
*KONIEC ROZMOWY TELEFONICZNEJ*
Przemyłam twarz zimną wodą. Wybiegłam z domu jak poparzona. Po głowie krążyło tysiąc myśli na sekundę. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że. ..., że on umarł. Nie mógłby tak ich zostawić. To nie w stylu Ruggero.
#15 min później#
Zobaczyłam całą zapłakaną Mechi.
Podeszłam do niej i bez słowa ją przytuliłam.
-zatrzymał się.-Tylko tyle zdołałam usłyszeć.
-Ciiiii. Uratują go.- Nie powiedziałam jej "wszystko będzie dobrze" bo obie wiemy,że.....co ja mówię! Wyjdzie z tego!
-Chcesz wodę?-Zapytałam
-Nie. Ja chce Rugg-odpowiedziała
-Ciiii. On was kocha. Na dla kogo walczyć.
Zobaczyłam lekarza.
-Panie doktorze, i co?
-Wrócił do nas. Uratowaliśmy go.
Po tych słowach na twarzy mojej przyjaciółki pojawił się uśmiech.
-Wszystko się ułoży...-Przytuliłam ją.
-Wiem.dziękuję-Odpowiedziała z uśmiechem Na twarzy.
#30 min później#
-To jak jedziemy? Muszę się synkiem zająć.-Powiedziała uśmiechnięta
Zdziwiło mnie jej zachowanie. Siłą trzeba było ja ze szpitala wyciągać.
-Pewnie.-Uśmiechnęłam się do niej.
-Przyjadę jutro. Nasz syn mnie potrzebuje. NAS potrzebuje. Kocham Cię .-Mechi przytuliła Ruggero i Wyszłyśmy ze szpitala.
-musimy jechać na zakupy. Przecież mam pustą lodówkę.-Powiedziała lekko przerażona
-Spokojnie, zakupy zrobione.-Uspokoiłam ją.
-Ufff-Dzięki.
Uśmiechnęłam się. Ona również odwzajemniła to delikatnym uśmiechem. Był to pierwszy uśmiech od dwóch miesięcy. Miło było widzieć ją uśmiechniętą.
Mercedes
Dziś uświadomiłam sobie, że mogę stracić narzeczonego. Ale nie mogę stracić synka. On ma dopiero roczek. Potrzebuje rodzica. Wiem, że Eduardo na pewno był pod dobrą opieką.
Gdy przyjechaliśmy do domu moje maleństwo przytuliło mnie. Zaniebałam go. Tęsknił za mną. Przyznam je Kocham go najmocniej na świecie. Ruggero również....
Następnego dnia Tini pojechała zemną do szpitala. Tam dowiedziałam się, że reanimowali go w nocy dwa razy. Popsuł mi się humor...
Marina
Widziałam po Mechi ze załamała się. Do tego ten ordynator. Większego hama mnie widziałam. Siedziałyśmy spokojnie za krzesłach. Wystarczył moment abym stanęła na równe nogi.
Mercedes
Siedziałam przybita....wokół było pełno chorych dzieci. Moją uwagę skupiła pewna rodzina. Przecież to nie możliwe, przecież on siedzi w więzieniu......Spojrzałam na Titni. Ona chyba też go zauważyła.
-To nie możliwe-Powiedziała przerażona
-Też go zauważyłaś....
O cholera. Spojrzał tutaj.....nie. Nie. Nie. Oby nas nie...zauważył.
-Mechi, dlaczego?-usłyszałam głos przyjaciółki.-Czy on nigdy się ode mnie nie odczepi?
- Nie Wiem. Też chciałabym go zrozumieć....
Martina
Ta dziewczyna nie wie w co się pakuje....Tylko...Co on robi w szpitalu? Dlaczego idzie na salę? Chwila co?! Cholera, ona jest z nim w ciąży?! Ale udaje zatroskanego. Muszę powiedzieć jej, żeby wycofała się, puki może. Okej, wiem to nie moja sprawa, ale wiem co ją czeka. Muszę...Poszedł.
-Ej. Zaczekaj-Podbiegłam do niej.
-Słucham? Coś się stało?-Zapytała delikatnym, miłym głosem.
-Jesteś dziewczyną Diego?
-Yyy, no tak. Dlaczego pani pyta?
-On jest złym człowiekiem. Męczyłam się z nim 4 lata. Odejdź puki możesz.
-Jasne. Wszystko mi powiedział. Mówił, że jesteś nienormalna i mam nie wierzyć w żadne twoje słowo!
-musisz mi uwierzyć. Uciekajcie puki możecie. Chroń swoje....
Uświadomiłam sobie, że ona nie może być z nim w ciąży.
-Co Mam chronić?-zapytała zdenerwowana
-Uciekaj puki możesz......
Chciałam iść w stronę Mechi jednak...
-Ty byś uciekła od chłopaka, który choruje na raka? Zostało mu kilka miesięcy. Chce być przy nim.-Opowiedziała Siadając.
Na raka?! Co?! Zamurowało mnie... Nie widziałam co odpowiedzieć.
-Zapamiętaj. Tacy ludzie jak On, nigdy się nie zmieniają.-odwróciłam się i poszłam do przyjaciółki. Zaraz?! Gdzie Ona jest?!. Pierwsza myśl. Jest u Ruggero. Założyłam ubranie ochronne i weszłam do sali. Nie ma jej. Zaczęłam panikować. Telefonów też nie odpiera. Gdzie Ona może być. Sprawdzałam toalety, barek, pokój lekarski a nawet aptekę, która była w szpitalu. Nigdzie jej Nie było. Stanęłam przy oknie. Znów miałam do nie zadzwonić. JEST! Zobaczyłam ja siedzącą na ławce pod szpitalem. Pobiegłam do niej.
-Tu jesteś! Wszędzie Cię szukałam.-Przytuliłam ją.
-Przepraszam, musiałam nabrać świeżego powierza. Duszno mi się zrobiło.
-Ale teraz wszystko ok? Możemy jechać do domu?
-Tak. Jedźmy.
W domu opowiedziałam wszystko Jorge. Był równie zszokowany. Tu był ciężki dzień. Zasnęłam po obiedzie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszamy, że tak długo nas nie było! Obiecujemy poprawę! Kolejny post powinen być za około 2 tygodnie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)